Poczucie beznadziei w areszcie sprawia, że wielu migrantów rezygnuje z walki o pobyt w USA i wyjeżdża dobrowolnie

Ramón Rodríguez Vázquez przez 16 lat pracował jako robotnik rolny w południowo-wschodnim stanie Waszyngton. Wraz z żoną wychował czworo dzieci i dziesięcioro wnuków. Nigdy nie popełnił przestępstwa, był szanowanym członkiem lokalnej społeczności.
5 lutego funkcjonariusze imigracyjni przyszli do jego domu w poszukiwaniu innej osoby, ale to jego zabrali do aresztu. Mimo listów poparcia od rodziny, pracodawcy, sąsiadów i lekarza, sędzia odmówił mu zwolnienia za kaucją.
62-letni Rodríguez trafił do ośrodka detencyjnego ICE w Tacoma, gdzie jego stan zdrowia gwałtownie się pogorszył – nie zawsze otrzymywał przepisane leki na nadciśnienie i inne choroby. Dodatkowo przeżywał silny stres z powodu rozłąki z rodziną i chorej wnuczki. W końcu nie wytrzymał.
Podczas jednej z rozpraw poprosił sędziego, by pozwolono mu opuścić kraj dobrowolnie, bez formalnego nakazu deportacji. Sąd przychylił się do jego prośby. Wrócił sam do Meksyku.
Jego historia stała się symbolem agresywnej polityki deportacyjnej administracji Donalda Trumpa, która dąży do usunięcia z USA milionów migrantów w przyspieszonym trybie – często kosztem dotychczasowych procedur i prawa do obrony.
„Sam wyjedź, zanim cię deportujemy”
Nie wiadomo dokładnie, ilu migrantów opuściło USA dobrowolnie od objęcia władzy przez Trumpa, bo wielu robi to bez informowania władz. Administracja otwarcie jednak liczy na tzw. „samodeportację” – strategię polegającą na utrudnieniu życia migrantów do tego stopnia, by sami zdecydowali się wyjechać.
Według danych Departamentu Sprawiedliwości, w roku fiskalnym zakończonym 30 września sędziowie przyznali 15 241 przypadków „dobrowolnego wyjazdu”, w porównaniu z 8 663 rok wcześniej.
Jednocześnie ICE deportowało blisko 320 000 osób, a sekretarz ds. bezpieczeństwa krajowego Kristi Noem stwierdziła w sierpniu, że od początku prezydentury Trumpa 1,6 miliona ludzi opuściło kraj — dobrowolnie lub przymusowo.
Osobom, które zdecydują się na dobrowolny wyjazd za pomocą aplikacji CBP Home, oferowana jest premia w wysokości 1 000 dolarów. Tym, którzy odmówią, grozi deportacja do krajów trzecich, takich jak Eswatini, Rwanda, Sudan Południowy czy Uganda.
„Zintensyfikowane działania egzekucyjne wobec nielegalnych imigrantów działają skutecznie,” powiedziała Tricia McLaughlin, zastępca sekretarza DHS. „Wysyłamy jasny komunikat: albo sam się deportujesz, albo zrobimy to za ciebie.”
„Traktują ją jak przestępczynię”
Podobne historie rozgrywają się w sądach imigracyjnych w całych Stanach. W czerwcu Kolumbijka zrezygnowała ze swojego wniosku o azyl podczas rozprawy w Seattle.
„Czy ktoś zapłacił pani, by zrezygnować z azylu?” – zapytał sędzia.
„Nie, proszę pana” – odpowiedziała kobieta.
Jej partnerka, obywatelka USA, zapowiedziała, że również opuści kraj.
„Traktują ją jak przestępczynię, choć nią nie jest,” powiedziała. „Nie chcę żyć w kraju, który tak postępuje z ludźmi.”
W ośrodku w Tacoma inny mężczyzna z Wenezueli powiedział sędzi Theresie Scala, że chce wyjechać. Sąd zgodził się na dobrowolne opuszczenie kraju.
„Zrezygnował pan ze wszystkich możliwości ochrony,” powiedziała sędzia. „Musi pan współpracować przy swoim wydaleniu.”
Rodzina w rozpaczy
Rodríguez przekroczył granicę USA w 2009 roku i osiadł w rolniczym miasteczku Grandview w stanie Waszyngton. Pracował przy zbiorach jabłek, winogron i szparagów.
Zatrudniająca go firma napisała w liście do sądu, że był „niezastąpionym członkiem zespołu, który swoją pracowitością i lojalnością przyczynił się do sukcesu przedsiębiorstwa”.
Jego wnuczka cierpi na chorobę serca i wymaga kolejnej operacji. Lekarz pediatra w liście do sądu zaznaczył, że bez pomocy dziadka dziewczynka może nie otrzymać koniecznego leczenia.
Mimo to sędzia w marcu odrzucił wniosek o kaucję. Rodríguez stał się głównym powodem zbiorowego pozwu przeciwko rządowi, domagającego się prawa migrantów do takich przesłuchań.
30 września sąd federalny orzekł, że odmowa prawa do kaucji dla zatrzymanych migrantów jest niezgodna z prawem.
Dla Rodrígueza to jednak za późno — opuścił już kraj i mało prawdopodobne, by kiedykolwiek wrócił.
„Był głową naszej rodziny,” mówi jego żona Gloria Guízar. „Bez niego dom jest pusty, a życie – o wiele cięższe.”