Wotum nieufności kieruje uwagę na szefową Komisji Europejskiej, ale nie zagraża jej stanowisku

Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen stanie w poniedziałek przed pytaniami europosłów w związku z wotum nieufności, które niemal na pewno przetrwa – jednak sam proces ponownie kieruje uwagę na jej styl przywództwa w Unii Europejskiej.
Ten rzadki krok, zainicjowany przez frakcję skrajnej prawicy, ma znikome szanse na odwołanie konserwatywnej przewodniczącej Komisji Europejskiej, gdy do głosowania dojdzie w czwartek w Strasburgu.
Debata zaplanowana na poniedziałek da jednak przeciwnikom von der Leyen z całego spektrum politycznego okazję do zamanifestowania siły w Parlamencie Europejskim, rok po wyborach do PE.
Wotum zostało wniesione przez rumuńskiego europosła skrajnej prawicy Gheorghe Pipereę, który oskarża von der Leyen o brak przejrzystości w związku z wiadomościami tekstowymi, jakie miała wysyłać do szefa Pfizera podczas negocjacji dotyczących szczepionek przeciw COVID-19.
Brak publikacji tych wiadomości przez Komisję – będący przedmiotem kilku postępowań sądowych, w tym ze strony „The New York Times” – wzmocnił zarzuty wobec szefowej KE o centralistyczne i nieprzejrzyste podejmowanie decyzji.
Coraz częściej takie opinie słychać również ze strony tradycyjnych sojuszników von der Leyen z centrum i lewicy, którzy dodatkowo wyrażają niezadowolenie z powodu rosnącej współpracy jej centroprawicowego obozu z frakcją skrajnej prawicy w PE.
Poza „Pfizergate”, Piperea oskarża również Komisję Europejską o ingerencję w niedawne wybory prezydenckie w Rumunii, które zakończyły się porażką eurosceptycznego kandydata George’a Simiona z proeuropejskim Nicusorem Danem.
Wybory unieważniono po zarzutach o rosyjską ingerencję i masową promocję skrajnej prawicy w mediach społecznościowych. UE wszczęła w tej sprawie formalne dochodzenie wobec TikToka.
Wniosek Piperei popierają częściowo posłowie skrajnej prawicy – w tym grupa Patrioci dla Europy, do której należą francuskie Zjednoczenie Narodowe oraz partia węgierskiego premiera Viktora Orbána.
Wniosek zyskał wymaganą minimalną liczbę 72 podpisów (jedna dziesiąta Parlamentu Europejskiego liczącego 720 posłów), a głosowanie zaplanowano na ten tydzień. Von der Leyen została wybrana ponownie w lipcu zeszłego roku, uzyskując 401 głosów.
Największa frakcja w Parlamencie, Europejska Partia Ludowa (EPL), z której wywodzi się von der Leyen, zdecydowanie odrzuca wniosek o odwołanie. Przewodniczący EPL Manfred Weber nazwał go dziełem „prorosyjskich, antyeuropejskich sił” w PE.
– Marionetki Putina w Parlamencie Europejskim próbują podważyć jedność Europy i obalić Komisję w czasie globalnych zawirowań i kryzysu gospodarczego – powiedział Weber.
– To hańba dla obywateli Europy.
Lewica i centrum nie zamierzają poprzeć wotum, ale chcą wykorzystać debatę do zmuszenia von der Leyen do jasnego określenia, z kim chce dalej współpracować – oskarżając ją o zbliżenie z prawicą w celu przepychania kontrowersyjnych decyzji, szczególnie w zakresie wycofywania przepisów środowiskowych.
– Zapytamy EPL wprost, z kim chce współpracować – powiedziała przewodnicząca centrowej frakcji Renew Europe Valérie Hayer.
– Czy nadal z nami, ugrupowaniami proeuropejskimi, czy z EKR i Patriotami, którzy próbują obalić przewodniczącą Komisji Europejskiej z EPL i wizję Europy, w którą wierzymy?
Socjaliści i Demokraci – druga siła w PE – również podkreślili, że oczekują „jasnych deklaracji” co do przyszłych priorytetów EPL.
– EPL powinno się dobrze zastanowić, z kim chce budować mosty – z nami czy z tymi, którzy wnoszą wotum nieufności – powiedziała grupa.
Przyjęcie wotum nieufności oznaczałoby rezygnację całej 27-osobowej Komisji Europejskiej kierowanej przez von der Leyen – byłby to precedens w historii UE.
Najbliższy analogiczny przypadek miał miejsce w marcu 1999 roku, gdy zespół kierowany przez Luksemburczyka Jacques’a Santera zrezygnował z urzędu w obliczu oskarżeń o korupcję i niegospodarność, unikając w ten sposób przegranego głosowania nad wotum nieufności.