Irak staje przed wyborami w kluczowym momencie dla Bliskiego Wschodu
Irak przygotowuje się do wyborów parlamentarnych 11 listopada, które zdecydują o przyszłości kraju w jednym z najbardziej wrażliwych momentów politycznych dla regionu od lat.
Choć rozejm w Strefie Gazy nieco uspokoił sytuację na Bliskim Wschodzie, wciąż istnieją obawy przed nową eskalacją między Izraelem a Iranem, który jest sąsiadem Iraku. Bagdad zdołał zachować neutralność podczas krótkiej wojny izraelsko-irańskiej w czerwcu.
Jednocześnie iracki rząd znajduje się pod rosnącą presją ze strony USA, które domagają się ograniczenia wpływów proirańskich milicji działających w kraju.
Walka o drugą kadencję
Premier Mohammed Shia Al-Sudani, który objął urząd w 2022 roku dzięki poparciu ugrupowań lojalnych wobec Teheranu, próbuje obecnie utrzymać równowagę między Iranem a Stanami Zjednoczonymi.
Nadchodzące wybory pokażą, czy uda mu się zdobyć rzadko spotykaną w Iraku drugą kadencję.
Według sondaży Al-Sudani cieszy się umiarkowanym poparciem – ponad połowa Irakijczyków uważa, że kraj zmierza w dobrym kierunku, co jest najlepszym wynikiem od 2004 roku.
„Bycie premierem w Iraku nie zależy wyłącznie od wyniku wyborów, lecz od porozumień między blokami politycznymi oraz od czynników regionalnych i międzynarodowych” — powiedział prof. Ihsan Al-Shammari z Uniwersytetu w Bagdadzie.
Jednak narastające spory z niektórymi liderami szyickiego Bloku Koordynacyjnego, który wyniósł Al-Sudaniego do władzy, mogą utrudnić mu reelekcję.
Kto startuje, a kto bojkotuje
O 329 miejsc w parlamencie ubiega się 7 768 kandydatów — 2 248 kobiet i 5 520 mężczyzn.
Najsilniejsze frakcje to szyickie ugrupowania kierowane przez byłych premierów Nouriego Al-Malikiego i Ammara Al-Hakima, a także partie powiązane z milicjami.
W wyborach uczestniczą również sunnickie bloki byłych marszałków parlamentu Mohammeda Al-Halbousiego i Mahmouda Al-Mashhadaniego, a także dwie główne partie kurdyjskie – KDP i PUK.
Nie wszyscy jednak wezmą udział.
Ruch Sadryści, kierowany przez duchownego Muktadę Al-Sadra, ogłosił bojkot wyborów. W 2021 roku jego blok zdobył najwięcej mandatów, ale później wycofał się po nieudanych negocjacjach koalicyjnych.
Również Koalicja Zwycięstwa byłego premiera Haidera Al-Abadiego odmówiła udziału, oskarżając władze o korupcję.
Niektóre ugrupowania reformistyczne, wywodzące się z protestów z 2019 roku, zdecydowały się kandydować, ale cierpią na brak funduszy i podziały wewnętrzne.
Pieniądze, przemoc i korupcja
Analitycy alarmują, że wybory mogą być najbardziej skorumpowane od 2003 roku.
„To najbardziej wykorzystane wybory pod względem pieniędzy politycznych i zasobów państwa” — ocenił ekspert Bassem Al-Qazwini.
Według źródeł kampanijnych kupowanie głosów i kart wyborczych jest powszechne — ich cena sięga nawet 300 000 dinarów (ok. 200 USD).
Komisja Wyborcza zapewnia, że wprowadziła „surowe środki kontroli” i zapowiada dyskwalifikację kandydatów przyłapanych na łamaniu prawa.
W kampanii dochodzi także do przemocy. 15 października zginął członek Rady Prowincji Bagdadu, Safaa Al-Mashhadani, sunnicki kandydat, w wyniku eksplozji samochodu-pułapki. Władze uznały, że zabójstwo miało „charakter polityczny”.
Siła milicji
Partie powiązane z proirańskimi milicjami – m.in. Kataib Hezbollah i Asaib Ahl Al-Haq – wykorzystują swoje zaplecze wojskowe i finansowe, by wzmocnić wpływy polityczne.
Mimo formalnego podporządkowania armii, Siły Mobilizacji Ludowej (PMF) nadal działają z dużą autonomią.
Premier Al-Sudani broni prawa tych ugrupowań do udziału w polityce, pod warunkiem rezygnacji z broni:
„Nie możemy zabronić żadnej grupie udziału w wyborach, jeśli wyrzeknie się zbrojnej działalności. To krok we właściwym kierunku.”
Jednak większość tych milicji wciąż pozostaje aktywna i uzbrojona.
Waszyngton domaga się ich rozbrojenia.
Departament Stanu USA poinformował, że sekretarz stanu Marco Rubio rozmawiał z Al-Sudanim o „pilnej potrzebie rozbrojenia milicji wspieranych przez Iran, które zagrażają suwerenności Iraku i bezpieczeństwu obywateli”.
Nastroje społeczne
Pomimo umiarkowanego optymizmu w sondażach, wielu Irakijczyków nie wierzy, że wybory przyniosą realne zmiany.
„Co się zmieniło od 2003 roku? Nie mamy prądu, nie mamy wody. Po co więc głosować?” — mówił Saif Ali, mieszkaniec Bagdadu.
Dla wielu Irakijczyków nadchodzące wybory są więc nie tylko testem dla rządzących, ale również sprawdzianem wiary w to, czy demokracja w Iraku wciąż ma sens.



